mam pytanie, czy ktoś z Was kiedyś miał historię z warsztatem, że zlecił wymianę jakiejś części, samochód był eksploatowany standardowo i ją po roku szlak trafił, co w takiej sytuacji zrobić ?
W skrócie:
- na początku maja 2017 roku zleciłem warsztatowi "odnowienie" zwieszenia w moim aucie (drążki, sworznie, tuleje, łączniki etc.), w sumie za to zapłaciłem ze wszystkim w okolicach 2 tys.
- po dwóch tygodniach od naprawy coś zaczęło stukać w zawieszeniu, pojechałem do serwisu, sprawdzili, powiedzieli, że się musiało "ułożyć", dokręcili oraz dali cynka, że teraz będzie ok
- pojeździłem 3 tygodnie, znowu to samo, pojechałem dokręcili, powiedzieli, że będzie oki, że jakaś śruba się poluzowała
- na początku lipca pojechałem 4 razy, bo zauważyłem, że śruby przy silentblocku wahacza dolnego mocowania drążka stabilizatora przy wahaczu są w pełni rozluzowane i mogę je palcami kręcić (po obydwu stronach)
- dzisiaj będąc u wulkanizatora (śruba w oponie) zauważyłem, że mam pękniętą śrubę silentblock'a wahacza dolnego mocowania drążka, szczęście w nieszczęściu, bo to zauważyłem gdy ściągnęli oponę
I pytanie teraz jak podejść do tematu, bo nie jeżdzę tym autem nigdzie w terenie, jedynie normalnie po drogach, nie ma szans, aby w ciągu roku część się tak zużyła, szczególnie, że przejechałem od tego czasu z 13 tys. km.
Czy mam prawo domagać się naprawy w ramach reklamowania usługi z powodu wady fabrycznej części, albo błędnego jej zamontowania ?
Jakby nie patrzeć to kilka stówek w dupę, a pamiętając przeboje z tym zawieszeniem to słabo mi się widzi kolejny raz płacić za to, co było zrobione

Zdjęcie jak to teraz wygląda w załączniku.