a witajta

u mnie była mała przerwa poświęcona raczej uzupełnianiu przetrzebionych przez mojego Smoka finansów

ale już spieszę uzupełnić wieści

po pierwsze, muszę przestać rozpieszczać moich mechaników różnistymi wypiekami, bo ponoć jak im się coś smacznego chce, to knują, coby mi autko uszkodzić żebym przyjechała

a ileż czasu można przesiadywać na warsztacie? zaczęło powoli dochodzić do tego, że bywałyśmy tam częściej niż niektórzy pracownicy
Kyron dostał komplet nowych filtrów pomimo zapewnień poprzedniego właściciela o wymianie wszystkich pod koniec zeszłego lata.
nie wiem za co on swojemu mechowi płacił, bo filtr powietrza na bank miał tyle latek co auto...
no dobra, kabinowy jeszcze jeździ na tylnym fotelu, ale to dlatego, że musiałyśmy odpuścić wykręcanie wszystkiego za schowkiem jak pod spód wjechał podnośnik do zdejmowania kół.
po co?
a po to, żeby je wyważyć, bo powyżej 120 urządzał mi taki masaż, że cellulitu nie będę miała do końca życia

nie było tragedii, ale teraz zdecydowanie lepiej i pewniej się go prowadzi. a poza aspektami bezpieczeństwa, komfort też jest ważny, skoro przy autostradowych prędkościach Smoczysko wstrętne chleje 12 litrów na setkę

najlepsze, że walkę ze złodziejem prądu pod tytułem rano podepnij aku, wieczorem odpiąć nie zapomnij" wygrałyśmy w sposób najmniej spodziewany.. problem zniknął sam

mam nadzieję, że na stałe i nie wróci z zimą.
ale za to zagwozdkę mamy teraz z.. rolkami paska wielorowkowego. mówiąc oględnie, stado bardzo wściekłych kanarków zamieszkało nam pod maską radośnie obwieszczając wszystkim w promieniu kilometra, że jedziemy

nawet po wd40 uspokajały się na max 10 km.
trzy najmniejsze do wymiany.
i co? "brak w systemie, brak w hurtowniach, zostaje tylko ASO" czyli standard.
zajrzeliśmy do kilku merc-busów, osobówek i ML-ki co stały na placu i namierzyliśmy rolki. jak się niestety później okazało - tylko dwie. napinacza jest ML-kowa, druga, nie pamiętam od czego, do audi/chryslera, a prowadząca gładka niestety została tylko zregenerowana, bo okazało się, że ktoś prawdopodobnie zmodyfikował coś i albo nie pasuje żadna dostępna rolka [a zamontowana jest z Kyrona2.0] albo śruba do średnicy tulei. obłęd po prostu.
ale najlepszy numer, jak Smoku nam wyciął, to w dzień kobiet, na trasie Wrocław-Gliwice.
śmigamy sobie spokojnie, wyprzedzamy jakiegoś tira, na ogon wchodzi nam jakiś niecierpliwy, aż tu nagle spod maski huk, auto zero mocy jakby je ktoś od kół odpiął, i bardzo niecenzuralne wieszczenie Połówki z prawej "*%&$*(#$)* no i mówiłam! chłopaki mówili! nie szarżuj z tą rolką! a teraz poszedł pasek albo rolka się rozsypała"
cóż, jakoś go przypiłowałam korzystając z rozpędu podciągnęłam go do przodu, zeszłam na prawo, awaryjne i pobocze. zanim jeszcze dobrze zjechałam, widok uciekających zer z konta mieszający się z układaniem kolejności telefonów jakie będzie trzeba teraz wykonać, sprawił, że humor nieco mi uciekł, więc zwarczałam Połówkę za krakanie i odblokowałam maskę.
trzeba było widzieć ulgę na naszych twarzach jak okazało się, że... spadła nam rura z kolektora!! tak tak, ta sama, która już wcześniej nam raz ten numer zrobiła

oj, panowie z tirów mieli radochę oglądając dwie laski na szpilkach biegające wokół auta na poboczu

przykręciłyśmy, dojechałyśmy do celu, załatwiłyśmy co miałyśmy do załatwienia i droga powrotna.
wyjazd z parkingu, jakieś 80 metrów przejechane, i znowu huk. awaryjne, na moment przyblokowana główna krzyżówka z braku miejsc do stanięcia, jedziemy dalej.
autostrada. nawet grzecznie, max 120, może z 20 kilometrów za nami, i powtórka z rozrywki.
zdążyłam już nawet zbesztać Połówkę, że do śrubokręta to trzeba nieco siły, choć wiedziałam, ze wie jak to zrobić i słabo to nie było, ale wiecie jak jest jak człowiekowi nie idzie po myśli na autostradzie...
tirowcy ubaw musieli mieć przedni obtrąbiając nas z obu nitek, no ale pewnie tyłki na szpilkach nieczęsto wystają spod masek na trasie

opaska skręcona na max, poszarpana dla pewności. trzyma. ki diabeł?
ale droga przed nami szeroka, do domu kawałek, jedziemy.
kierunek, wyjazd, gaz, niecałe 100 metrów dalej awaryjne i znów pobocze.
śrubokręt i modły o jakąś stację, żeby kupić nową opaskę.
nie wiem jak doczołgałyśmy się do stacji, aż mi szkoda było tirów, które musiały nas wyprzedzać, ale każde przyspieszenie oznaczało bieganie w krótkiej sukience na zacinającym śniegu przy aplauzie klaksonów z wysokich kabin.
a na stacji opaski - owszem, były, ale malutkie jakieś takieś.
na szczęście jeszcze auto nie było na generalnym czyszczeniu, znalazła się jakaś stara w drzwiach. płyn do odmrażania nadał się też do odtłuszczania, dwie opaski obok siebie skręcone ile tylko się dało i totalny ubaw chłopaków na warsztacie jak im opowiadałyśmy naszą przygodę dzień później.
ale dojechałyśmy? a jak! dojechałyśmy i to bez dalszych przygód!

ale powiem Wam szczerze, czekam aż będę tu zaglądać czysto towarzysko pogawędzić, bo znamy budowę tego autka już na pamięć
